piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 116



**Oczami Carlosa**

    Wczoraj wieczorem odwieźliśmy z Wojtkiem, tatą Leny, samochód, który wypożyczyłam wcześniej. Miałem jeździć Volkswagenem Leny, bo na razie ani ja, ani jej tata nie pozwolimy jej siadać za kierownicą.
  Dziś w końcu Lena wychodzi ze szpitala! Czas najwyższy! Wyjechałem z domu przed południem. Po drodze do szpitala wstąpiłem do kwiaciarni. Młoda dziewczyna w sklepie, która na szczęście znała angielski, doradziła mi bym kupił bukiet ślicznych, białych konwalii. Zapłaciłem i podziękowałem. Teraz już prosto pojechałem do szpitala po moją dziewczynę.
Przekroczyłem próg budynku i z bukietem w dłoni powędrowałem do windy. Wysiadłem na drugim piętrze i poszedłem do sali, którą przez kilka dni zamieszkiwała Lena. Zapukałem i gdy usłyszałem jej głos, wszedłem do środka. Dziewczyna stała nad swoim łóżkiem, ubrana już w swoje normalne ciuchy, kończyła zasuwać torbę z jej rzeczami.
- Cześć kochanie. - uśmiechnąłem się i przytuliłem się do niej od tyłu, wyciągając przed nią dłoń z bukietem.
- Jej śliczne! Dziękuję skarbie. - odwróciła się, zawiesiła swoje ręce na mojej szyi i obdarowała mnie swoim magicznym pocałunkiem. Chyba nikt nie wie, jak bardzo mi jej brakowało i tych pocałunków oraz każdej chwili spędzonej tylko i wyłącznie z nią.
- Cieszę się, że się podobają. - powiedziałam z uśmiechem, patrząc w jej przecudne, niebieskie tęczówki.
- Uwielbiam konwalie. - pokazała w uśmiechu rząd swoich, białych, równych zębów i wzięła ode mnie kwiaty, po czym je powąchała. - Tak w ogóle to się cieszę, że już wracam do domu. Gdyby nie ty i reszta, to bym tu zwariowała! - przytuliła się mocno do mnie.
- Po to się ma chłopaka i przyjaciół. - ścisnąłem ją mocno do siebie, oczywiście uważając na jej jeszcze nie zagojoną ranę.
    Później Lena poszła do lekarza po jej wypis, a ja zostałem w sali z jej torbą. Po chwili wróciła z karteczką, którą schowała do torby. Wyszliśmy i moja dziewczyna pożegnała się jeszcze pielęgniarkami. Wpakowałem torbę do białego samochodu i już gotowi, ruszyliśmy do jej rodzinnego domu.
  Po dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu. Wysiadłem pierwszy i pobiegłam otworzyć jej drzwi. Potem wziąłem jej bagaż z tylnego siedzenia i objęci weszliśmy do domu. Od progu moją dziewczynę, najbardziej zaatakowały trzy stworzenia, a mianowicie Demon, który od dawna nie jest już małym pieskiem, no i Filip z Mańką. Zaraz za nimi pojawili się rodzice Leny, jej babcia, Kacper, Karolina i Maja z Bartkiem. Wszyscy czekali na powrót dziewczyny ze szpitala. Zaniosłem jej bagaż na górę i po chwili wróciłem do wszystkich.
Najpierw wszyscy zjedliśmy wspólny obiad, a później przyszedł czas na kawę, sernik i pogaduchy. Ciasto, Joanna ze swoją matką piekły je wczoraj wieczorem. Zapachy rozchodziły się po całym domu. Co chwila z Wojtkiem zaglądaliśmy do nich, a gdy chcieliśmy coś im tam podkraść, to dostawaliśmy po rękach. No nic, trudno. Za to dziś można go już jeść na legalu.
- No i tak powinno być zawsze, bez żadnych rozstań. - uśmiechnęła się babcia Leny, gdy siedzieliśmy w siebie wtuleni.
- Ma pani rację. Już jej nie wypuszczę. - zaśmiałem się i mocniej się do niej przytuliłem.
- No to teraz tylko czekamy na ślub i wnuki. - palnął Wojtek.
- No, ale to szybko, bo ja chcę dożyć prawnuków! - oburzyła się pani Krystyna.
- Spokojnie mamo, ty się jeszcze doczekasz wnuków od Filipa i Mańki. - Kacper zrobił minę cwaniaczka.
- A no właśnie, co do dzieci! Lena, nikt się jeszcze nie podzielił z tobą newsem z komisariatu! Kamil wczoraj wieczorem do mnie dzwonił. - zabrał głos Bartek.
- A kiedy miałeś ostatni dyżur? - zapytałam.
- No przedwczoraj, a pojutrze, w poniedziałek, już niestety wracamy, sam nie wiem po co w mury szkoły. - zwiesił głowę. - Ale wracając do tematu... - chciał skończyć. - Okazało się, że Laura jest w ciąży i już w przyszłym tygodniu zmyka na chorobowe. Skubańce z Arkiem ukrywali to przez te prawie cztery miesiące. No i od wczoraj, w zastępstwie już za Laurę i za nas mają taką jedną... Już po dniu została okrzyknięta mianem „Królewny”.
- Dlaczego? Taka ładna? - zainteresował się Kacper.
- Podobno niekoniecznie, ale tak się zachowuje. Chce wszystkimi rządzić i zachowuje się jak taki pan i władca. - dokończył Kozłowski.
- Kamil potem zaczął jęczeć do słuchawki, że jak tak dalej będzie to zmówili się zresztą, że będą petycje składać do komendanta. - dorzuciła Majka.
- No to przynajmniej mają ciekawie. Ja tam na ich miejscu zaczęłabym zatruwać życie tej lalce. Dla  mnie nic trudnego. - zaśmiała się Lena. - Po tygodniu by sama odeszła. - dorzuciła, śmiejąc się.

**Oczami Leny**
 
  W końcu wszyscy poszli, mama uśpiła też Filipa i sama zmęczona poszła się położyć, podobnie babcia, która zamieszkiwała gościnny pokój. Jedynie tata został jeszcze na dole, oglądając telewizję. Pożegnaliśmy się z nim i ruszyliśmy z Carlosem na górę, trzymając się za dłonie.
- Tego mi było trzeba, w końcu cisza, spokój i mogę pobyć sam na sam z moich ukochanym. - utuliłam się do siedzącego na rogu łóżka Latynosa.
- Nie wątpię, że tego potrzebowałaś. - pocałował mnie w czubek głowy. - Wiesz, cieszę się, że jesteśmy znów razem, wszystko wróciło do normy, a i ty też wyszłaś ze szpitala. - dodał spokojnym głosem.
- A nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że wszystko się ułożyło. - uśmiechnęłam się i podniosłam głowę do góry, spoglądając na niego. Patrzyliśmy sobie w oczy, uśmiechając się do siebie.
- Wiesz, że cię kocham? - zapytał ze swoim cwaniackim uśmieszkiem.
- Dawno tego od ciebie nie słyszałam. - zaśmiałam się.
- Leno, kocham cię i nie mogę bez ciebie żyć. - powiedział, śmiejąc się, po czym zbliżył swoją twarz do mojej i delikatnie musnął moje usta swoimi.
- Hmmm, jak słodko. - uśmiechnęłam się. - Ja też cię bardzo kocham. - dodałam i teraz ja, swoimi ustami czepiłam się jego ciepłych warg. Pierwotnie mały i niewinny pocałunek przemieniał się w coraz bardziej namiętny. Pchnęłam go, by się położył. Byłam nad nim. - No cwaniaczku, co teraz? - zaśmiałam się.
- Tak zagrywasz? - zapytał z uśmiechem. - To proszę bardzo. - dorzucił i w tym momencie obkręcił się razem ze mną, teraz to ja byłam na dole, a on nade mną.
- Ty mój świrze! - zaśmiałam się i objęłam dłońmi jego twarz i przysunęłam do swojej. Znów wtopiłam swoje usta w jego. Gdy zaczął powoli obdarowywać moją szyję pocałunkami, poczułam że moje ciało, od stup do głowy, przeszedł przyjemny dreszcz.
  Dalszą część nocy pozostawię dla siebie, bo to było coś czego praktycznie, skrycie pragnęłam od dawana.
- Żałuję, że wtedy po weselu Van i Rafa uciekłam z hotelu, a później powiedziałam jeszcze, że cię nie kocham. Przepraszam. - powiedziałam, leżąc wtulona w jego nagi, umięśniony tors.
- Przestań. To co było to już nie jest ważne. Nie uwierzyłem wtedy w twoje słowa, bo gdybym to zrobił, nie wiem jak by to dalej się potoczyło. - odpowiedział, bawiąc się kosmykiem moich ciemnobrązowych włosów.
- To dobrze. Teraz już nie chcę cię stracić.
- Nie pozwolę na to! Jesteś moja, a ja twój. - uśmiechnął się, ja po jego słowach także.
- No ja myślę. - odpowiedziałam i moja buzia sama szeroko się otworzyła w geście ziewnięcia.
- Ktoś tu jest śpiący. - zaśmiał się Pena.
- Troszeczkę. - odpowiedziałam.
- Dobranoc skarbie. - Carlos zgasił małą lampkę, stojąca na szafce obok łóżka i znów pocałował mnie w czubek głowy.
- Miłych snów. - odpowiedziałam i znów ziewnęłam.
    Ułożyłam wygonie głowę na jego klatce piersiowej, rękę położyłam obok. Teraz przypomniały mi się czasy, gdy było tak codziennie. Wspólne wieczory, noce i poranki. Teraz znów to na szczęście wróci! Jestem prze szczęśliwym człowiekiem! Jestem z facetem, którego pokochałam, najpierw jako idola, później przyjaciela, następnie i do teraz jako drugą połówkę. Teraz zrozumiałam, że każdy powinien żyć, by później nie żałować tego co się zrobiło. Życie to nie jest bajka, ale też i nie koszmar. Jak to mówią, raz się jest na wozie, a raz pod nim. Czasem człowiek wybiegnie na spalonego, ale nie ma życia bez błędów,  a je zawsze można naprawić.
Leżę teraz przy moim wspaniałym facecie, którego nigdy nie zostawię, a gdyby coś miało się popsuć z mojej strony, oczywiście wypluwam te słowa i pukam w niemalowane, to odetnijcie mi rękę, albo najlepiej głowę! Nie chcę znów stracić najlepszego przyjaciela i najwspanialszego faceta pod słońcem!
 Byłam naprawdę zmęczona i wyczerpana po całym tym dniu. Zasnęłam z nadzieją, że gdy się obudzę, to wszystko nie okażę się kolejnym miłym snem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz