4 dni do wylotu.
Było na prawdę gorąco, nie wiedziałam co ze
sobą zrobić. Wzięłam koc i wyszłam do ogrodu. Rozłożyłam koc na zielonej
trawie, położyłam się na nim i nałożyłam na nos
okulary przeciwsłoneczne. Miałam na sobie króciutkie białe spodenki i turkusową
bluzkę na ramiączkach, miałam nadzieję, że może jeszcze bardziej się opalę. W
porównaniu do Van czy Meg, byłam biała jak mleko! Leżałam tak z zamkniętymi
oczami i słuchawkami w uszach. Nic nie słyszałam, prócz piosenek w mojej
głowie. Nagle poczułam coś delikatnego na policzku. Mucha? Motyl? Jakiś inny
owad? Otworzyłam oczy i ujrzałam czerwoną różyczkę i siedzącego obok mnie
Carlosa. Podniosłam się i ściągnęłam okulary, chłopak wręczył mi kwiatek
- Dziękuję, a z jakiej to okazji? - zapytałam
wąchając różę.
- Tak bez okazyjnie - uśmiechnął się Latynos.
- Yhymm. Widzę po twojej minie, że chcesz coś
jeszcze powiedzieć. - uśmiechnęłam się.
- No dobra, dzisiejszy wieczór spędzimy
razem. Kolacja, może kino. - powiedział i podniósł moją dłoń.
- Hmm, brzmi interesująco i kusząco. -
powiedziałam i musnęłam jego usta.
- W takim razie przyjadę po ciebie o wpół do
ósmej. Teraz muszę wracać na plan, mieliśmy małą przerwę, która po woli dobiega
już końca. - powiedział i jeszcze raz mnie
pocałował.
- Dobrze, będę czekać. - uśmiechnęłam się,
pożegnaliśmy się i Carlos pojechał do pracy. - Wszystko ok, tylko w co ja się
ubiorę?! - powiedziałam po chwili. Szczerze
powiedziawszy to chyba po raz pierwszy miałam taki problem, zawsze podchodziłam
do szafy i wyciągałam pierwszy lepszy ciuch, a teraz mam pustkę w głowie!
Wstałam i pobiegłam do swojego pokoju, otworzyłam drzwi szafy i stałam przed
nią. Sięgnęłam na półkę z bluzkami i zaczęłam je przeglądać.
- Mamo! Kocham Cię! - powiedziałam sama do
siebie, gdy wyciągłam białą tunikę na szelkach z czarnymi wstawkami na
dekolcie. To jedna z tych bluzek, którą wcisnęły mi
z Majką w zeszłym roku. Mama, gdy pomagała mi się pakować musiała ją wsadzić do
walizki, sama bym nigdy jej tam nie włożyła. Wyciągłam z pułki jeansowe rurki,
znalazłam w szkatułce okrągły wisior( dlatego wisior, bo był duży) na rzemyku,
który dostałam od rodziców na 19 urodziny. Położyłam to wszystko na łóżku.
Miałam jeszcze 3 i pół godziny, więc usiadłam przy biurku i włączyłam swojego
laptopa. Zalogowałam się na Facebooku, dawno na niego nie wchodziłam.
Oglądnęłam nowo dodane fotki znajomych z gimnazjum i liceum. Po dostałam na
czacie wiadomość od mojej kuzynki Majki.
- Cześć, co tam słychać w wielkim mieście Los
Angeles? - napisała.
- Wszystko dobrze, a co to się stało, że tak
wcześnie siedzisz na komputerze? - odpisałam. ( wcześniej nie pisałam o różnicy
czasowej, bo nie chciało mi się szukać jaka
jest, a że rano odkryłam, że w moim telefonie jest coś takiego jak Zegar
Światowy, to przypominam o tym, w Polsce jest 9, a w LA czwarta popołudniu.)
Opisałam kuzynce dzisiejszy dzień i mój
dylemat na temat ubioru.
- Haha, nieźle. Dzisiaj mam zamiar odwiedzić
tego mojego chrześniaka (Majka jest matką chrzestną Filipa), to powiem o tym
twojej mamie.
- Znając ją i życie to się zacznie śmiać i
głupio skomentuje, że w końcu jej córeczka ubierze coś kobiecego.
Rozmawiałyśmy tak pisząc przez trochę dłuższą
chwilę, w końcu popatrzyłam na zegarek, była osiemnasta trzydzieści. Pożegnałam
się z Majką i poszłam wziąć prysznic. Gdy wróciłam
do pokoju usłyszałam moją komórkę, był to SMS od Carlosa.
" Zmiana planów, bądź przed ósmą w
restauracji Excellence. Będę czekał ♥."
No dobra, wysuszyłam włosy, ubrałam tunikę i
jeansy. Znalazłam w mojej wszystko zawierającej szkatułce tusz do rzęs i
błyszczyk. Co się ze mną dzieje?! Ostatnio
używałam te dwa przybory na zakończenie liceum! Zawsze stawiałam na naturę :P.
Nigdy nie starałam się tak dla nikogo... Może dlatego, że jestem zakochana w
Carlosie po uszy, a może i wyżej... Po chwili na mojej szyi zawisnął wisior,
wyprostowałam włosy, ubrałam nowiutkie białe tenisówki i stanęłam przed
lustrem.
Wow, jeszcze takiej siebie nie widziałam,
nikt chyba takiej mnie nie widział. Ja się sobie podobam, jeszcze tylko pytanie
czy spodoba się mojemu chłopakowi?
Było wpół do ósmej, zadzwoniłam po taksówkę.
Po pięciu minutach była już pod domem. Przewiesiłam małą torebkę przez ramię,
wyszłam z domu i wsiadłam do taksówki.
Po 15 minutach byłam już na miejscu,
zapłaciłam kierowcy i wysiadłam z samochodu.
Weszłam do budynku, przeszłam krótkim
korytarzem i weszłam do restauracji W środku nie było nikogo, pusta sala.
Pomieszczenie było ogromne i jasne, ogromne okna
przysłonięte beżowymi firanami, ściany pomalowane na bardzo jasną żółć,
zastawione okrągłe stoliki z beżowymi obrusami. Podest, pewnie dla grających
tutaj orkiestr, cztery okrągłe wysokie kolumny. Pięknie, po prostu pięknie to
wyglądało.
- Zaraz, zaraz. Nikogo tutaj nie ma.
Zamknięte? - pomyślałam i po chwili wyszedł mężczyzna, średniego wieku, troszkę
siwiejący w czarnym garniturze.
- Panna Lena, prawda? - zapytał ukłoniwszy
się.
- Tak. - powiedziałam zdziwiona.
- Proszę ze mną. - powiedział i wyciągnął ramię.
Podtrzymałam się go i ruszyliśmy w stronę ogromnych szklanych otwartych drzwi.
Stanęliśmy na progu, facet ponownie się
ukłonił i zostawił mnie samą. Rozglądnęłam się po tarasie, był ogromny. Na
środku stał okrągły zastawiony stolik, ze świeczką i dwoma
miejscami. Przy zdobionej jasnej balustradzie w równych odstępach stały donice
z roślinami. Przy balustradzie stał także odwrócony Carlos. Wpatrywał się w
pięknie oświetlone miasto, oboje uwielbiamy takie widoki.
Podeszłam troszkę bliżej i wypowiedziałam
jego imię. Ten odwrócił się i podszedł do mnie, spojrzał mi w oczy, uwielbiam
kiedy to robi! Wtedy oboje wpatrujemy się sobie w
oczy i to jest cudowna chwila.
- Lena, ślicznie wyglądasz. - powiedział z
szerokim uśmiechem na ustach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz