sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 35



4 dni do wylotu.

Było na prawdę gorąco, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wzięłam koc i wyszłam do ogrodu. Rozłożyłam koc na zielonej trawie, położyłam się na nim i nałożyłam na nos okulary przeciwsłoneczne. Miałam na sobie króciutkie białe spodenki i turkusową bluzkę na ramiączkach, miałam nadzieję, że może jeszcze bardziej się opalę. W porównaniu do Van czy Meg, byłam biała jak mleko! Leżałam tak z zamkniętymi oczami i słuchawkami w uszach. Nic nie słyszałam, prócz piosenek w mojej głowie. Nagle poczułam coś delikatnego na policzku. Mucha? Motyl? Jakiś inny owad? Otworzyłam oczy i ujrzałam czerwoną różyczkę i siedzącego obok mnie Carlosa. Podniosłam się i ściągnęłam okulary, chłopak wręczył mi kwiatek
- Dziękuję, a z jakiej to okazji? - zapytałam wąchając różę.
- Tak bez okazyjnie - uśmiechnął się Latynos.
- Yhymm. Widzę po twojej minie, że chcesz coś jeszcze powiedzieć. - uśmiechnęłam się.
- No dobra, dzisiejszy wieczór spędzimy razem. Kolacja, może kino. - powiedział i podniósł moją dłoń.
- Hmm, brzmi interesująco i kusząco. - powiedziałam i musnęłam jego usta.
- W takim razie przyjadę po ciebie o wpół do ósmej. Teraz muszę wracać na plan, mieliśmy małą przerwę, która po woli dobiega już końca. - powiedział i jeszcze raz mnie pocałował.
- Dobrze, będę czekać. - uśmiechnęłam się, pożegnaliśmy się i Carlos pojechał do pracy. - Wszystko ok, tylko w co ja się ubiorę?! - powiedziałam po chwili. Szczerze powiedziawszy to chyba po raz pierwszy miałam taki problem, zawsze podchodziłam do szafy i wyciągałam pierwszy lepszy ciuch, a teraz mam pustkę w głowie! Wstałam i pobiegłam do swojego pokoju, otworzyłam drzwi szafy i stałam przed nią. Sięgnęłam na półkę z bluzkami i zaczęłam je przeglądać.
- Mamo! Kocham Cię! - powiedziałam sama do siebie, gdy wyciągłam białą tunikę na szelkach z czarnymi wstawkami na dekolcie. To jedna z tych bluzek, którą wcisnęły mi z Majką w zeszłym roku. Mama, gdy pomagała mi się pakować musiała ją wsadzić do walizki, sama bym nigdy jej tam nie włożyła. Wyciągłam z pułki jeansowe rurki, znalazłam w szkatułce okrągły wisior( dlatego wisior, bo był duży) na rzemyku, który dostałam od rodziców na 19 urodziny. Położyłam to wszystko na łóżku. Miałam jeszcze 3 i pół godziny, więc usiadłam przy biurku i włączyłam swojego laptopa. Zalogowałam się na Facebooku, dawno na niego nie wchodziłam. Oglądnęłam nowo dodane fotki znajomych z gimnazjum i liceum. Po dostałam na czacie wiadomość od mojej kuzynki Majki.
- Cześć, co tam słychać w wielkim mieście Los Angeles? - napisała.
- Wszystko dobrze, a co to się stało, że tak wcześnie siedzisz na komputerze? - odpisałam. ( wcześniej nie pisałam o różnicy czasowej, bo nie chciało mi się szukać jaka jest, a że rano odkryłam, że w moim telefonie jest coś takiego jak Zegar Światowy, to przypominam o tym, w Polsce jest 9, a w LA czwarta popołudniu.)
Opisałam kuzynce dzisiejszy dzień i mój dylemat na temat ubioru.
- Haha, nieźle. Dzisiaj mam zamiar odwiedzić tego mojego chrześniaka (Majka jest matką chrzestną Filipa), to powiem o tym twojej mamie.
- Znając ją i życie to się zacznie śmiać i głupio skomentuje, że w końcu jej córeczka ubierze coś kobiecego.
Rozmawiałyśmy tak pisząc przez trochę dłuższą chwilę, w końcu popatrzyłam na zegarek, była osiemnasta trzydzieści. Pożegnałam się z Majką i poszłam wziąć prysznic. Gdy wróciłam do pokoju usłyszałam moją komórkę, był to SMS od Carlosa.
" Zmiana planów, bądź przed ósmą w restauracji Excellence. Będę czekał ♥."
No dobra, wysuszyłam włosy, ubrałam tunikę i jeansy. Znalazłam w mojej wszystko zawierającej szkatułce tusz do rzęs i błyszczyk. Co się ze mną dzieje?! Ostatnio używałam te dwa przybory na zakończenie liceum! Zawsze stawiałam na naturę :P. Nigdy nie starałam się tak dla nikogo... Może dlatego, że jestem zakochana w Carlosie po uszy, a może i wyżej... Po chwili na mojej szyi zawisnął wisior, wyprostowałam włosy, ubrałam nowiutkie białe tenisówki i stanęłam przed lustrem.
Wow, jeszcze takiej siebie nie widziałam, nikt chyba takiej mnie nie widział. Ja się sobie podobam, jeszcze tylko pytanie czy spodoba się mojemu chłopakowi?
Było wpół do ósmej, zadzwoniłam po taksówkę. Po pięciu minutach była już pod domem. Przewiesiłam małą torebkę przez ramię, wyszłam z domu i wsiadłam do taksówki.
Po 15 minutach byłam już na miejscu, zapłaciłam kierowcy i wysiadłam z samochodu.
Weszłam do budynku, przeszłam krótkim korytarzem i weszłam do restauracji W środku nie było nikogo, pusta sala. Pomieszczenie było ogromne i jasne, ogromne okna przysłonięte beżowymi firanami, ściany pomalowane na bardzo jasną żółć, zastawione okrągłe stoliki z beżowymi obrusami. Podest, pewnie dla grających tutaj orkiestr, cztery okrągłe wysokie kolumny. Pięknie, po prostu pięknie to wyglądało.
- Zaraz, zaraz. Nikogo tutaj nie ma. Zamknięte? - pomyślałam i po chwili wyszedł mężczyzna, średniego wieku, troszkę siwiejący w czarnym garniturze.
- Panna Lena, prawda? - zapytał ukłoniwszy się.
- Tak. - powiedziałam zdziwiona.
- Proszę ze mną. - powiedział i wyciągnął ramię. Podtrzymałam się go i ruszyliśmy w stronę ogromnych szklanych otwartych drzwi.
Stanęliśmy na progu, facet ponownie się ukłonił i zostawił mnie samą. Rozglądnęłam się po tarasie, był ogromny. Na środku stał okrągły zastawiony stolik, ze świeczką i dwoma miejscami. Przy zdobionej jasnej balustradzie w równych odstępach stały donice z roślinami. Przy balustradzie stał także odwrócony Carlos. Wpatrywał się w pięknie oświetlone miasto, oboje uwielbiamy takie widoki.
Podeszłam troszkę bliżej i wypowiedziałam jego imię. Ten odwrócił się i podszedł do mnie, spojrzał mi w oczy, uwielbiam kiedy to robi! Wtedy oboje wpatrujemy się sobie w oczy i to jest cudowna chwila.
- Lena, ślicznie wyglądasz. - powiedział z szerokim uśmiechem na ustach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz