sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 6



Pożegnałam się z rodzicami i wraz z resztą powędrowałam na pokład samolotu. Usiadłam na swoim miejscu, a obok mnie siedziała już ładna blondynka i rozmawiała przez telefon po francusku, gdy usiadłam popatrzyła się na mnie i kiwnęła głową, zrobiłam to samo. Przez chwili pomyślałam, że już ją gdzieś widziałam, po sekundzie zorientowałam się, że to ta sama dziewczyna która zrobiła awanturę jednemu z pracowników o jakieś miejsce i lot. Śmiałam się wtedy z niej z mamą, facet słuchał jej krzyków z cierpliwością. Ja bym chyba nie wytrzymała, więc gościa podziwiam.
Gdy dziewczyna skończyła rozmowę zaklęła po angielsku pod nosem. Po chwili zaczęła swoją gadkę – szmatkę, oczywiście po angielsku.
- Spędzić tydzień w Czechach, na wybiegu. Potem spędzić noc na lotnisku z powodu awarii i jeszcze rano przepraszają bo awarii nie naprawili. Po prostu niedorzeczne! Następnie śmierdzącym i zatłoczonym pociągiem jechać tutaj do Polski, miałam lecieć wczoraj, ale miejsc już nie było. Na szczęście zanocowałam w hotelu. Teraz, że mam za dużo toreb. Ehh, na szczęście mój manager to załatwił. I jeszcze dwa paznokcie złamałam. - zajęczała na końcu.
- No to życzę Ci Leno miłej podróży... - pomyślałam, założyłam słuchawki i już nie słyszałam jak ja niby to modelka użalała się nad sobą.
Po jedenastu godzinach byliśmy już na miejscu Wysiedliśmy z samolotu i ruszyliśmy po nasze bagaże. Na parkingu stały cztery samochody, które czekały cierpliwie kiedy ich właściciele wrócą z urlopu. Postanowione było, że zamieszkam z Marią i Pedro, więc wpakowałam moje rzeczy do ich samochodu i po kilku minutach już wyjeżdżaliśmy z parkingu.
Po trzydziestu minutach byliśmy już pod domem. Duży żółty dom, na piętrze od strony ulicy był taras, na nim było widać rozłożony parasol, i jakieś leżaki. Zabrałam swoje bagaże i poszłam za małżeństwem w stronę drzwi. Gdy weszliśmy do środka usłyszałam męski głos.
- To wy już jesteście?! - zapytał zdziwiony
- Nie ma to jak pierworodny, który nigdy nic nie wie, nawet gdy się mu to mówi tysiąc razy. - powiedziała kobieta i uściskała syna. Jej mąż zrobił to samo. - Raf, a pamiętasz przynajmniej jak mówiłam Ci o tym, że przyjedzie z nami Lena? - zapytała się uśmiechnięta kobieta.
- No mamuś, oczywiście! Jak bym mógł zapomnieć. - powiedział i się uśmiechnął. - Pamiętam ją jako małą dziewczynkę ciągle biegającą z naszymi gwiazdorami. Wyrosłaś i wyładniałaś Leno. - te słowa skierował do mnie, podszedł i przytulił mnie po przyjacielsku na powitanie. Jak już wcześniej wspominałam chłopak był starszy, teraz miał 25 lat.
- A wracając do naszych gwiazdorów, to gdzie Carlos? - zapytał ich ojciec.
- Ja podobno mam sklerozę, ale wy to już na sto procent ją posiadacie. - powiedział z ironią. - Halo! Ich wielka trasa koncertowa, naprawdę wam nic to nie mówi.
Ja wtedy nie wiedziałam o co kaman, rozglądnęłam się po przedpokoju i zobaczyłam ogromną antyramę powieszoną na ścianie, a w niej ogromne zdjęcie chłopaków z BTR. - Zaraz, zaraz – pomyślałam - Maria i Pedro Pena – Carlos, Stella i Bob Henderson – Logan, Emma i Chris Maslow – James, Mary i Tom Schmidt – Kendall. Czyli, że Carlos Pena, Logan Henderson, James Maslow i Kendall Schmidt z Big Time Rush to moi przyjaciele z dzieciństwa!?!? - dalej nie mogłam uwierzyć.
- Kurczę, faktycznie. Lenko, przepraszamy Cię, zapomnieliśmy na śmierć, że ich nie ma. - kobiecie zrobiło się trochę głupio.
- Naprawdę nie szkodzi, przyjechałam tu na wakacje i jakoś je tu spędzę. - uśmiechnęłam się, ale w duchu żałowałam, że ich nie spotkam.
- No dobrze, Rafael zaprowadź Lenę do jej pokoju i potem oprowadź po domu, my idziemy się z mamą zdrzemnąć, bo w samolocie nie możemy spać. A ty Lena, czuj się jak u siebie. - Pena się uśmiechnął i zabrał ze sobą walizki do sypialni, jego żona powędrowała za nim.
- W takim razie zapraszam na salony. - Raf  złapał za walizkę leżącą na podłodze i chciał wziąć jeszcze torbę którą trzymałam. Powiedziałam, że sobie poradzę. On że jak uważam i poszłam za nim po schodach na piętro. Zaprowadził mnie do jednego z pokoi i położył walizkę na łóżku.
- To stary pokój Carlosa, niedawno przeniósł się do tego obok, tamten jest większy. Rozgość się, a ja w razie czego będę na tarasie. - powiedział i wyszedł.  Wtedy rzuciłam się na dużo i jak się okazało bardzo wygodne łóżko, dalej nie wierzyłam w to, że  Carlos, Logan, James i Kendall  z którymi się bawiłam w dzieciństwie to ci sami chłopcy którzy są na plakatach na mojej ścianie w Polsce. Pomyśleć, że dawniej był to pokój mojego dawnego przyjaciela zabaw, a teraz idola. Podniosłam się, usiadłam na krawędzi, rozglądnęłam się i uszczypnęłam. - Auć. - cicho się skrzywiłam i dodałam – To jednak nie sen. - Wyszłam z pokoju i wyszłam na taras gdzie miał być Raf.
- Pokój mi się podoba i najlepsze, że łózko jest strasznie wygodne. - powiedziałam do chłopaka, który stał do mnie tyłem lecz po chwili się odwrócił i uśmiechnął.
- To mój braciszek się tak rozpieszcza, do swojego teraźniejszego pokoju kupił identyczne. Jeżeli nie jesteś bardzo zmęczona to pokażę Ci teraz dom, a potem niespodzianka.
- Chętnie zobaczę dom. Lubię niespodzianki, więc jestem za.
- No to chodź. - Chłopak pokazał mi najpierw piętro, potem zeszliśmy na parter i wyszliśmy na zewnątrz do ogrodu. Gdy wróciliśmy do salonu usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi.
- Poczekaj chwilkę, to ta niespodzianka. Zaraz wracam.
Po chwili Raf wrócił do salonu z ładną, średniego wzrostu brunetką, nie miałam wątpliwości kto to, dziewczyna strasznie przypominała swojego młodszego brata Logana.
- Vanessa! - podbiegłam do dziewczyny i uściskałam ją serdecznie. Ona podobnie jak Raf miała 25 lat. Pamiętam ją bardzo dobrze, bo ona zawsze mnie pocieszała gdy tamci robili mi jakieś psikusy, była ja starsza siostra.
- Zmieniłaś się . - powiedziała z uśmiechem na ustach. - Z resztą jak każde z nas. - dodała po chwili.
Raf zaproponował nam kawę, gdy się zgodziłyśmy kazał nam usiąść na kanapie i zaczekać. Rozmawialiśmy i śmieliśmy się tak przez kilka godzin. Ja opowiadałam im o mnie, a oni o nich samych i o tym jak to Carlos, Logan, James i Kendall robili karierę... W końcu Van oznajmiła, że musi już wracać bo jest późno, na prawdę było... Odprowadziliśmy dziewczynę do drzwi sami ruszyliśmy w na piętro do swoich pokoi. 
Gdy tak leżałam w łóżku ciągle gryzła mnie ta myśl, że przez ten cały czas nie zorientowałam się że ci chłopcy z dzieciństwa to ci sami z plakatów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz