niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 67



Jakimś cudem wybiłam się na drugie miejsce. Kuba jechał zaraz za mną. Przede mną, pierwszy jechał gość w czarnym Mustangu, za Kubą zaś, ostatni w czerwonej Suprze. W pewnym momencie to ja stałam się ostatnia, Kuba nadal trzeci, a czerwona Supra druga. Facet w Mustangu musiał być w tym naprawdę dobry, nadal twardo trzymał swoją pozycję. Po jakichś 2,5 km jazdy, ujrzeliśmy beczkę ( miałam napisać, że kartony, próbowałam się powstrzymywać, ale i tak napisałam o tym w nawiasie :D ) za którą mieliśmy zawrócić i wracać na start, który teraz stał się dla nas metą. Kuba w Mazdzie i Supra by bez szwanku wyjść z tego ostrego zakrętu wyjechali na zewnętrzną. Ja w tym momencie mocno nacisnęłam na pedał gazu, a gdy byłam już przy beczce, mocno wykręciłam się na hamulcu ręcznym. Za ominiętą beczką znów stałam się druga.
- Lena! Jak ty to robisz?! - usłyszałam w małej słuchawce głos szatyna.
- Ja sama nie wiem jak ja to robię! - odpowiedziałam, krzycząc.
Ja na serio sama nie wiem co ja robię, coś tak jakby we mnie wstąpiło! Jadę tak po raz pierwszy i jestem druga! Sama siebie nie poznaję! Skąd ja takie coś w ogóle umiem?! Za dużo się naoglądałam tych wszystkich filmów akcji, a szczególnie gdy 'połykałam' te sceny gdy Brain czy Dominic się ścigali! (seria filmów Szybcy i Wściekli).
Jechałam za czarnym Mustangiem. Jeszcze kilka dni temu żyłam w świadomości, że w tym mieście nie ma wyścigu takiego typu, a teraz sama biorę w nim udział. Przeżycie, niedopisania.
Gdy byliśmy coraz bliżej mety, Mustang zaczął się ode mnie coraz bardziej oddalać. Spojrzałam w lusterko, Kuba próbował wyminąć Suprę. Ja wpadłam w panikę. Któreś z nas musi to wygrać! Jak nie Kuba, to ja spróbuję! 
Zaczęłam panicznie rozglądać się po masce rozdzielczej. W końcu zobaczyłam mały, czerwony guzik, którego wcześniej nie zauważyłam. Obok niego, małymi literkami pisało Power.
- Raz kozie śmierć. - powiedziałam do siebie. Nacisnęłam ten guzik i w tym momencie poczułam, że jakby coś mnie ciągnęło do przodu. Maksymalna prędkość. - Ku*wa, to ma nitro! - krzyknęłam.
Jakiś pół kilometra przed metą minęłam Mustanga. Widząc nagromadzonych ludzi, gdy tylko minęłam linię, zahamowałam z piskiem opon.
- To nie tylko ma nitro, ale i dobre hamulce. - powiedziałam sama do siebie, serce z tego wszystkiego wyrywało mi się samo z piersi. Oddychałam tak, jakbym przez tą całą drogę biegła.

**Oczami Kuby**

 Usłyszałem w słuchawce głos Leny: Raz kozie śmierć i po chwili: Ku*rwa, to ma nitro. W tym samym momencie jakimś cudem udało mi się wyminąć tą czerwoną Suprę. Wtedy zobaczyłem jak daleko jest już Lena. Pomyślałem, że jak to może być, że ja całe rano i południe trenowałem, a ona teraz zbiera pochwały, no ale już mniejsza z tym. Nacisnąłem mocnej na pedał gazu, teraz ta stażystka wymijała Mustanga. Byłem coraz bliżej i bliżej tego czarnego samochodu. W końcu usiadłem mu na ogonie. Kilka metrów przed metą, udało mi się go ominąć. Teraz z piskiem opon zahamowałem tuż obok białej Hondy, którą jechała Lena.
Trzeci, za mną przyjechał Mustang, a czwarta została Supra.
Dobra nasza, przynajmniej Lena teraz zrobi to co w planach miałem zrobić ja – wyjdzie na górę i dowie się coś o tym leżącym w szpitalu, ciągle nieprzytomnym kierowcą.
W pierwszym rzędzie, między ludźmi stał Łukasz i kiwał do nas głową, na znak, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty.
Oboje prawie w tym samym czasie wysiedliśmy z samochodów. Łysy facet, który na początku nas ustawiał, szedł w naszym kierunku, rozmawiając przez telefon.
- Yhy, okey. Dobra, już idziemy. - skończył rozmawiać i schował telefon do kieszeni w spodniach. - Wy dwoje, idziecie za mną. - spojrzeliśmy z Leną porozumiewawczo na siebie i weszliśmy za facetem do wysokiego budynku.

**Oczami Leny**

- Nie zdradźcie się kim jesteście, przyjmijcie tą mniemają robotę, o której mówił ten informator. Może uda nam się złapać tego faceta i posadzić. - usłyszeliśmy głos Łukasza w naszych słuchawkach. Szliśmy korytarzem za łysym facetem.
- Młoda jak ty to zrobiłaś? - zapytał nagle Kuba, idący za mną.
- Właśnie, jak? - teraz w słuchawce usłyszałam Arka.
- Lena, ja pierwszy raz widziałem jak ty prowadzisz! Człowieku jak ty to robisz?! - teraz zaczął się podniecać Bartek.
- Sama nie wiem jak to w ogóle wygrałam, czysty fuks. Sama siebie nie znałam od tej strony, sama nie wiedziałam, że tak poprowadzę Hondę. - odpowiedziałam do Kuby, automatycznie usłyszeli to pozostali policjanci będący na zewnątrz. Moją słuchawkę zasłaniały włosy, które były całkiem długie, tak jakoś się zdarzyło, że ich nie związałam w kucyka. Te słuchawki wyglądały jak słuchawki bluetooth, więc nic się nie czepiał, ani nie podejrzewał nic, że Kuba ciągle ją miał w uchu.
- Mieliście szczęście, dzięki tym dwóm pierwszym miejscom spodobaliście się szefowi. Jeżeli mu się teraz bardziej spodobacie to dostaniecie robotę. - powiedział nie odwracając się facet za którym szliśmy.
Wyjechaliśmy windą na ostatnie piętro i weszliśmy do jednego z pomieszczeń. Na środku przy okach stał brunet średniego wzrostu, w garniturze, tak na oko po czterdziestce. Po dwóch stronach drzwi stało dwóch fagasów w czarnych garniakach i okularach. Obok faceta przy oknach stał też Kruk.
- Kruku, doradziłeś mi żebym tym razem wybrał do tej roboty dwójkę najlepszych. Zobaczymy... Interesują mnie tylko wasze imiona, bez nazwisk. - zwrócił się do nas.
- Lena. - podał mi rękę.
- Jakub. - teraz facet podał rękę mojemu towarzyszowi.
- Ja nazywam się Marek Sosnicki. Zajmuję się różnymi sprawami, ten wyścig miał wyłonić osobę, której mogę zaufać, która wykona dla mnie pewną robotę. I pewnie tym razem będzie to wasza dwójka. - powiedział facet. - Chcecie wykonać dla mnie tą robotę?
- Jaka to będzie robota? - zapytał Kuba.
- No tak, nie powiedziałem. Gapa ze mnie. - zaczął się śmiać. - Po prostu, przewieziecie swoimi samochodami pewną rzecz z jednego miejsca w drugie. Robota prosta z szybką forsą.
- No to chyba się zgadzamy. - odpowiedziałam za nas dwoje.
- To wyśmienicie, zostawcie mi na siebie namiary. Tylko ani słowa glinom. Odezwę się gdy będziecie mieli wykonać robotę, zgoda?
- Zgoda. - odpowiedział Jakub.
Teraz Kruk zrobił gest byśmy podeszli do stolika, przy którym staną. Wyją kartkę i długopis, mieliśmy na niej napisać swoje numery. Gdy kolejno je napisaliśmy, Kruk do nas szepnął, by nikt nie usłyszał:
- Dobra robota, tak trzymać, a się wam wszystko uda.  - zgiął kartkę i podał Sosnickiemu. A mnie i Kubę, wyprowadził na zewnątrz ten sam łysy facet co nas wprowadził. Przed budynkiem było coraz mnie ludzi i samochodów. Mazda i Honda ciągle stoją tam gdzie stały, z tym, że teraz obok nich był zaparkowany jeszcze zielony Mitsubishi z Arkiem i Bartkiem w środku. Gdy nas zauważyli, od razu wyszli z auta.
- Łukasz z chłopakami wrócili, czekaliśmy na was, żeby wrócić z wami. - powiedział Bartek.
- Okey, to jedziemy. - powiedziałam. Wsiedliśmy do samochodów i ruszyliśmy.
Dwadzieścia minut później parkowaliśmy już samochody na podziemnym parkingu. Gdy weszliśmy do biura, byli tam Łukasz, Kinga, Stary i jeszcze jakiś facet mniej więcej w wieku naszego komendanta.
- To jest komendant z wojewódzkiej. - powiedział nasz komendant.
- Dobry wieczór. - przywitaliśmy się. Co?! Komendant z wojewódzkiej! Szef mojego ojca!
- Cześć Wam, wyobraźcie sobie, ze facet z którym się spotkaliście jest podejrzewany o nielegalne handle, porwania, przemyty, morderstwa i tak dalej, i dalej. Nie możemy go zamknąć, bo jest jedno ale...
- Jest tak dobry, że nie macie na niego żadnych bitych dowodów... - dokończyłam za niego.
- Dokładnie. - dodał komendant z wojewódzkiej. - Bystra jesteś, szkoda, że nie trafiłaś do nas na komendę. Frencelowie to chyba mają ten zawód we krwi, dobrze że poszłaś w ślady ojca. - dodał jeszcze, a ja na to tylko lekko się uśmiechnęłam.
- No dobra, samochody jeszcze u was zostają. Macie skończyć tą sprawę, która stała się podwójna. Szukacie zabójcy tego nieprzytomnego kierowcy i pomagacie posadzić Sosnickiego. Już muszę wracać. Jesteśmy w ciągłym kontakcie. - facet pożegnał się z każdym podając dłoń i wyszedł.
- Wy też już wracajcie do siebie. Jest prawie pierwsza, a nie wiadomo kiedy po was zadzwonią. - powiedział Stary. Tak jak nam nakazał tak też zrobiliśmy, wszyscy prócz Arka, który miał nocny dyżur, poszliśmy na parking do swoich samochodów.
- Lena, podrzucisz mnie? - usłyszałam głos Bartka za sobą.
- No pewnie, wskakuj.
- Dzięki, mój samochód jest u mechanika.
Wsiedliśmy do Tiguana i wyjechaliśmy z parkingu.
- Nie wiem jak tobie, ale mi się wydaje, że dobrze zrobiłem wybierając ten zawód. - Bartek przerwał ciszę.
- Ja też tak myślę, w końcu spełniam swoje marzenie, ale też przez to musiałam zrezygnować z innych ważnych spraw, rzeczy. Na przykład sam wiesz, że teraz rzadko spotykamy się z Kamilem i Mateuszem, a ja przez tą szkolę z Carlosem i resztą przyjaciół widuję się raz na jakiś czas.
- Coś za coś. - uśmiechnął się Bartek.
Wysadziłam go pod jego domem i pojechałam do siebie. Do domu weszłam po cichu by nikogo nie zbudzić. Gdy wchodziłam po schodach na górę usłyszałam, że Demon prawdopodobnie się podnosi i podchodzi do schodów. Nie myliłam się. Na mój widok zaczął wesoło skakać wokół mnie, ale po cichu. Nauczyłam go, że w nocy ma się zachowywać cicho. Jakimś cudem tak mu się już utarło i jest w nocy spokojny. Podrapałam go za uchem i weszłam do pokoju. Przebrałam się w piżamę i pozbawiona jakichkolwiek sił, padłam na łóżko i zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz