Jakimś cudem wybiłam się na drugie miejsce.
Kuba jechał zaraz za mną. Przede mną, pierwszy jechał gość w czarnym Mustangu,
za Kubą zaś, ostatni w czerwonej Suprze. W pewnym
momencie to ja stałam się ostatnia, Kuba nadal trzeci, a czerwona Supra druga.
Facet w Mustangu musiał być w tym naprawdę dobry, nadal twardo trzymał swoją
pozycję. Po jakichś 2,5 km jazdy, ujrzeliśmy beczkę ( miałam napisać, że
kartony, próbowałam się powstrzymywać, ale i tak napisałam o tym w nawiasie :D
) za którą mieliśmy zawrócić i wracać na start, który teraz stał się dla nas
metą. Kuba w Mazdzie i Supra by bez szwanku wyjść z tego ostrego zakrętu
wyjechali na zewnętrzną. Ja w tym momencie mocno nacisnęłam na pedał gazu, a
gdy byłam już przy beczce, mocno wykręciłam się na hamulcu ręcznym. Za ominiętą
beczką znów stałam się druga.
- Lena! Jak ty to robisz?! - usłyszałam w
małej słuchawce głos szatyna.
- Ja sama nie wiem jak ja to robię! -
odpowiedziałam, krzycząc.
Ja na serio sama nie wiem co ja robię, coś
tak jakby we mnie wstąpiło! Jadę tak po raz pierwszy i jestem druga! Sama
siebie nie poznaję! Skąd ja takie coś w ogóle umiem?! Za dużo się naoglądałam tych wszystkich filmów akcji, a szczególnie gdy
'połykałam' te sceny gdy Brain czy Dominic się ścigali! (seria filmów Szybcy i
Wściekli).
Jechałam za czarnym Mustangiem. Jeszcze kilka
dni temu żyłam w świadomości, że w tym mieście nie ma wyścigu takiego typu, a
teraz sama biorę w nim udział. Przeżycie, niedopisania.
Gdy byliśmy coraz bliżej mety, Mustang zaczął
się ode mnie coraz bardziej oddalać. Spojrzałam w lusterko, Kuba próbował
wyminąć Suprę. Ja wpadłam w panikę. Któreś z nas musi
to wygrać! Jak nie Kuba, to ja spróbuję!
Zaczęłam panicznie rozglądać się po masce
rozdzielczej. W końcu zobaczyłam mały, czerwony guzik, którego wcześniej nie
zauważyłam. Obok niego, małymi literkami pisało Power.
- Raz kozie śmierć. - powiedziałam do siebie.
Nacisnęłam ten guzik i w tym momencie poczułam, że jakby coś mnie ciągnęło do
przodu. Maksymalna prędkość. - Ku*wa, to ma nitro! -
krzyknęłam.
Jakiś pół kilometra przed metą minęłam
Mustanga. Widząc nagromadzonych ludzi, gdy tylko minęłam linię, zahamowałam z
piskiem opon.
- To nie tylko ma nitro, ale i dobre hamulce.
- powiedziałam sama do siebie, serce z tego wszystkiego wyrywało mi się samo z
piersi. Oddychałam tak, jakbym przez tą całą drogę biegła.
**Oczami Kuby**
Usłyszałem w słuchawce głos Leny: Raz kozie śmierć i po chwili: Ku*rwa,
to ma nitro. W tym samym momencie jakimś cudem udało mi się wyminąć tą
czerwoną Suprę. Wtedy zobaczyłem jak daleko jest już Lena. Pomyślałem, że jak
to może być, że ja całe rano i południe trenowałem, a ona teraz zbiera
pochwały, no ale już mniejsza z tym. Nacisnąłem mocnej na pedał gazu, teraz ta
stażystka wymijała Mustanga. Byłem coraz bliżej i bliżej tego czarnego
samochodu. W końcu usiadłem mu na ogonie. Kilka metrów przed metą, udało mi się
go ominąć. Teraz z piskiem opon zahamowałem tuż obok białej Hondy, którą
jechała Lena.
Trzeci, za mną przyjechał Mustang, a czwarta
została Supra.
Dobra nasza, przynajmniej Lena teraz zrobi to
co w planach miałem zrobić ja – wyjdzie na górę i dowie się coś o tym leżącym w
szpitalu, ciągle nieprzytomnym kierowcą.
W pierwszym rzędzie, między ludźmi stał
Łukasz i kiwał do nas głową, na znak, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty.
Oboje prawie w tym samym czasie wysiedliśmy z
samochodów. Łysy facet, który na początku nas ustawiał, szedł w naszym
kierunku, rozmawiając przez telefon.
- Yhy, okey. Dobra, już idziemy. - skończył
rozmawiać i schował telefon do kieszeni w spodniach. - Wy dwoje, idziecie za
mną. - spojrzeliśmy z Leną porozumiewawczo na siebie i weszliśmy za facetem do wysokiego budynku.
**Oczami Leny**
- Nie zdradźcie się kim jesteście,
przyjmijcie tą mniemają robotę, o której mówił ten informator. Może uda nam się
złapać tego faceta i posadzić. - usłyszeliśmy głos Łukasza w naszych słuchawkach. Szliśmy korytarzem za łysym facetem.
- Młoda jak ty to zrobiłaś? - zapytał nagle Kuba,
idący za mną.
- Właśnie, jak? - teraz w słuchawce
usłyszałam Arka.
- Lena, ja pierwszy raz widziałem jak ty
prowadzisz! Człowieku jak ty to robisz?! - teraz zaczął się podniecać Bartek.
- Sama nie wiem jak to w ogóle wygrałam,
czysty fuks. Sama siebie nie znałam od tej strony, sama nie wiedziałam, że tak
poprowadzę Hondę. - odpowiedziałam do Kuby, automatycznie
usłyszeli to pozostali policjanci będący na zewnątrz. Moją słuchawkę zasłaniały
włosy, które były całkiem długie, tak jakoś się zdarzyło, że ich nie związałam
w kucyka. Te słuchawki wyglądały jak słuchawki bluetooth, więc nic się nie
czepiał, ani nie podejrzewał nic, że Kuba ciągle ją miał w uchu.
- Mieliście szczęście, dzięki tym dwóm
pierwszym miejscom spodobaliście się szefowi. Jeżeli mu się teraz bardziej
spodobacie to dostaniecie robotę. - powiedział nie odwracając się facet za którym szliśmy.
Wyjechaliśmy windą na ostatnie piętro i
weszliśmy do jednego z pomieszczeń. Na środku przy okach stał brunet średniego
wzrostu, w garniturze, tak na oko po czterdziestce. Po dwóch stronach drzwi stało dwóch fagasów w czarnych garniakach i
okularach. Obok faceta przy oknach stał też Kruk.
- Kruku, doradziłeś mi żebym tym razem wybrał
do tej roboty dwójkę najlepszych. Zobaczymy... Interesują mnie tylko wasze
imiona, bez nazwisk. - zwrócił się do nas.
- Lena. - podał mi rękę.
- Jakub. - teraz facet podał rękę mojemu
towarzyszowi.
- Ja nazywam się Marek Sosnicki. Zajmuję się
różnymi sprawami, ten wyścig miał wyłonić osobę, której mogę zaufać, która wykona
dla mnie pewną robotę. I pewnie tym razem będzie to
wasza dwójka. - powiedział facet. - Chcecie wykonać dla mnie tą robotę?
- Jaka to będzie robota? - zapytał Kuba.
- No tak, nie powiedziałem. Gapa ze mnie. -
zaczął się śmiać. - Po prostu, przewieziecie swoimi samochodami pewną rzecz z
jednego miejsca w drugie. Robota prosta z szybką forsą.
- No to chyba się zgadzamy. - odpowiedziałam
za nas dwoje.
- To wyśmienicie, zostawcie mi na siebie
namiary. Tylko ani słowa glinom. Odezwę się gdy będziecie mieli wykonać robotę,
zgoda?
- Zgoda. - odpowiedział Jakub.
Teraz Kruk zrobił gest byśmy podeszli do
stolika, przy którym staną. Wyją kartkę i długopis, mieliśmy na niej napisać
swoje numery. Gdy kolejno je napisaliśmy, Kruk do nas szepnął, by nikt nie usłyszał:
- Dobra robota, tak trzymać, a się wam
wszystko uda. - zgiął kartkę i podał
Sosnickiemu. A mnie i Kubę, wyprowadził na zewnątrz ten sam łysy facet co nas
wprowadził. Przed budynkiem było coraz mnie ludzi i samochodów.
Mazda i Honda ciągle stoją tam gdzie stały, z tym, że teraz obok nich był
zaparkowany jeszcze zielony Mitsubishi z Arkiem i Bartkiem w środku. Gdy nas
zauważyli, od razu wyszli z auta.
- Łukasz z chłopakami wrócili, czekaliśmy na
was, żeby wrócić z wami. - powiedział Bartek.
- Okey, to jedziemy. - powiedziałam.
Wsiedliśmy do samochodów i ruszyliśmy.
Dwadzieścia minut później parkowaliśmy już
samochody na podziemnym parkingu. Gdy weszliśmy do biura, byli tam Łukasz,
Kinga, Stary i jeszcze jakiś facet mniej więcej w wieku naszego komendanta.
- To jest komendant z wojewódzkiej. -
powiedział nasz komendant.
- Dobry wieczór. - przywitaliśmy się. Co?!
Komendant z wojewódzkiej! Szef mojego ojca!
- Cześć Wam, wyobraźcie sobie, ze facet z
którym się spotkaliście jest podejrzewany o nielegalne handle, porwania,
przemyty, morderstwa i tak dalej, i dalej. Nie możemy go zamknąć, bo jest jedno ale...
- Jest tak dobry, że nie macie na niego
żadnych bitych dowodów... - dokończyłam za niego.
- Dokładnie. - dodał komendant z
wojewódzkiej. - Bystra jesteś, szkoda, że nie trafiłaś do nas na komendę.
Frencelowie to chyba mają ten zawód we krwi, dobrze że poszłaś w ślady ojca. - dodał jeszcze, a ja na to tylko lekko się uśmiechnęłam.
- No dobra, samochody jeszcze u was zostają.
Macie skończyć tą sprawę, która stała się podwójna. Szukacie zabójcy tego
nieprzytomnego kierowcy i pomagacie posadzić Sosnickiego.
Już muszę wracać. Jesteśmy w ciągłym kontakcie. - facet pożegnał się z każdym
podając dłoń i wyszedł.
- Wy też już wracajcie do siebie. Jest prawie
pierwsza, a nie wiadomo kiedy po was zadzwonią. - powiedział Stary. Tak jak nam
nakazał tak też zrobiliśmy, wszyscy prócz Arka, który
miał nocny dyżur, poszliśmy na parking do swoich samochodów.
- Lena, podrzucisz mnie? - usłyszałam głos
Bartka za sobą.
- No pewnie, wskakuj.
- Dzięki, mój samochód jest u mechanika.
Wsiedliśmy do Tiguana i wyjechaliśmy z
parkingu.
- Nie wiem jak tobie, ale mi się wydaje, że
dobrze zrobiłem wybierając ten zawód. - Bartek przerwał ciszę.
- Ja też tak myślę, w końcu spełniam swoje
marzenie, ale też przez to musiałam zrezygnować z innych ważnych spraw, rzeczy.
Na przykład sam wiesz, że teraz rzadko spotykamy
się z Kamilem i Mateuszem, a ja przez tą szkolę z Carlosem i resztą przyjaciół
widuję się raz na jakiś czas.
- Coś za coś. - uśmiechnął się Bartek.
Wysadziłam go pod jego domem i pojechałam do
siebie. Do domu weszłam po cichu by nikogo nie zbudzić. Gdy wchodziłam po
schodach na górę usłyszałam, że Demon prawdopodobnie
się podnosi i podchodzi do schodów. Nie myliłam się. Na mój widok zaczął wesoło
skakać wokół mnie, ale po cichu. Nauczyłam go, że w nocy ma się zachowywać
cicho. Jakimś cudem tak mu się już utarło i jest w nocy spokojny. Podrapałam go
za uchem i weszłam do pokoju. Przebrałam się w piżamę i pozbawiona
jakichkolwiek sił, padłam na łóżko i zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz