piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 96




**Oczami Rafaela**

- Umówiłaś się? Z kim? - zapytałem lekko zdziwiony.
- Z Tonym. - odpowiedziała, a ja aż zagwizdałem.
- No dobra, to ja już polecę. - powiedziała i pożegnała się rodzicami, całusem w policzek.
- No, ejjjj! A my to co? Gips na ścianie?! - zaśmiałem się, z udawanym oburzeniem. Lena się zaśmiała.
- Wy panowie to już zajęci. Poza tym się śpieszę. - zawołała, będąc już w połowie drogi do domu, by przejść przez niego i później dostać się na przód domu.
- No halo, halo. Ale w tym momencie to jesteśmy tu sami. - zaśmiałem się.
- Następnym razem. Pa. - zawołała i zniknęła, wchodząc do domu, przez drzwi.
Minęła chwila, a ja poprosiłem na chwilę mojego brata, by wszedł ze mną do domu, pod pretekstem, że mam do niego pewną sprawę.
- Zrób coś. - powiedziałem do niego spokojnie.
- Ale co mam zrobić? - zapytał z wyrzutem.
- Słuchaj Carlos. Ja do Tonego nic nie mam, to mój stary kumpel. Fajnie, że się umówili. Nigdy nie chciałeś słuchać rad starszego brata, mówiąc, że to twoje życie, ale będzie za późno kiedy Martinez sprzątnie ci Lenę sprzed nosa. Brat, zastanów się. - powiedziałem do niego i wróciłam do ogrodu, nie czekając na to co odpowie.

**Oczami Leny**

Gdy wchodziłam do parku, była godzina 16.50, więc miałam jeszcze dziesięć minut. Skierowałam się w miejsce, gdzie kilka dni temu siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Faceci zazwyczaj się spóźniają, więc pewnie sobie i tak poczekam.
Zdziwiłam się, bo właśnie zmieniłam zdanie co do tych męskich spóźnień. Na tej samej ławce co kiedyś, siedział Tony i zapewne na mnie czekał.
Skróciłam sobie troszkę drogę i przeszłam przez trawnik, za razem zachodząc Tonego od tyłu. Podeszłam do niego bezszelestnie i zakryłam mu oczy swoimi dłońmi.
- Mam zgadywać? - zaśmiał się, kładąc automatycznie swoje dłonie na moich, znajdujących się na jego oczach. Uśmiechnęłam się. - Strzelam od razu, mówiąc, że to Lena.
- No to strzeliłeś w samą dziesiątkę. - zaśmiałam się i usiadłam obok niego.  - Zaskoczyłeś mnie.
- Czym takim? - zapytał zdziwiony.
- Tym, że jest jeszcze pięć minut do piątej, a już oboje tu jesteśmy. Przeważnie to faceci się spóźniają.
- O nie moja droga, przeważnie to się kobiety spóźniają. - powiedział z przejęciem.
- Dobra, dobra. Najważniejsze, że tu już oboje jesteśmy.
- Z tym się zgodzę. - powiedział ciągle uśmiechnięty chłopak. - W takim razie, na początek może zaproponuję ci kawę. Hmm?
- Okey. Chętnie. - uśmiechnęłam się, wstaliśmy z miejsc i skierowaliśmy się w stronę wyjścia z parku.
 Weszliśmy do kawiarni i zajęliśmy miejsce w kącie lokalu. Zamówiliśmy kawę i po kawałku sernika. Ciągle sobie o czymś opowiadaliśmy i śmialiśmy się. Gdy wyszliśmy z kawiarni, po prostu spacerowaliśmy bez celu po mieście. W pewnym momencie usłyszałam od niego żebym zaczekała, a zanim zareagowałam po prostu zniknął. Po chwili wrócił razem z dwiema wielkich włoskich lodów w rożku cukrowym.
- Proszę bardzo. Śmietankowe z polewą jabłkową. Mogą być? - zapytał z uśmiechem.
- Hmmm. No pewnie. Moje ulubione. - uśmiechnęłam się i dostałam od niego jedną porcję. - Dziękuję. - lekko skinęłam ze śmiechem.
  Poszliśmy do kina, wybraliśmy komedię, kupiliśmy bilety i popcorn.
Podczas oglądania filmu śmialiśmy się jak małe dzieci. W pewnym momencie zaczęliśmy na zmianę komentować szeptem sceny z filmu, co wywoływało u naszej dwójki jeszcze większy śmiech.
Gdy seans się skończył było już ciemno. Postanowiliśmy zjeść jakąś kolację, padło na pizzę w pobliskiej pizzeri. Było już późno, gdy z niej wyszliśmy.
Zatrzymaliśmy się na niewielkim moście przeznaczonym tylko dla pieszych, nad Los Angeles River. Nie było na nim nikogo, prócz nas. Oparliśmy się o niego i wpatrywaliśmy się w wodne odbicie księżyca. Poczułam na swoje odkrytej skórze zimny powiew wiatru, a w tym momencie przeszły mnie ciarki. Wtedy poczułam na swoich ramionach jakieś okrycie. To Tony narzucił na mnie swoją szaro-srebrną marynarkę, a sam został w koszuli z długim rękawem o podobnym odcieniu.
- Mi jest ciepło w odróżnieniu od ciebie. - uśmiechnął się.
- Wcale nie było mi zimo. - zaprotestowałam.
- Yhy. A te zęby to stukały tak tylko żeby stworzyć duet z szumem płynącej rzeki? - zapytał z miną zwycięscy.
- No dobra. Wygrałeś. - zaśmiałam się. Spojrzałam ponownie w płynącą powoli wodę pode mną. Nie wiem dlaczego, ale w tym momencie pomyślałam o tych częstych, wieczornych spacerach z Carlosem tu i w Polsce.  
- Nad czym tak rozmyślasz? - zapytał także wpatrując się w dal.
- Nie. Nic ważnego. - odpowiedziałam, odganiając od siebie moje wcześniejsze myśli.
- Mi możesz powiedzieć.
- Myślałam o czymś... O tym, o czym chcę zapomnieć... - westchnęłam.
- A nie czasami o kimś? - zapytał spoglądając na mnie.
- Masz mnie. Zanim mnie poznałeś przejrzałeś jakieś moje akta czy po prostu masz takie szczęście ze zrozumieniem mnie? - zaśmiałam się, odwracając głowę w jego stronę.
- Raczej to drugie. - uśmiechnął się. - Gdy chcę o czymś zapomnieć, a nie daje się, próbuję z tym walczyć, a gdy coś mnie męczy lub nie udaje się jakoś się wyżywam.
- Na przykład jak?
- Na przykład tak. - powiedział, znów zwrócił się ku rzece i zaczął krzyczeć. - To pomaga. - dodał po chwili i znów zaczął swoją 'serenadę'.
- Przestań, noc jest!
- Spróbuj to pomaga. - ciągle się śmiał i znów zaczął się drzeć i śmiać.
- No, bo ktoś... - nie dokończyłam, bo za nami pojawił się jakiś mężczyzna. Położyłam dłoń na ramieniu Tonego i odwróciłam go przodem do faceta, a ten przestał i zrobił minę jakby nic nie zrobił...
- Policja. Przepraszam pana, ale jest już cisza nocna. Muszę wystawić mandat za jej przerywanie.  - oznajmił funkcjonariusz.
- Panie kochany, ale przecież nic takiego się nie stało. - bronił się mój towarzysz.
- Proszę nie wdrażać się ze mną w dyskusję. - dodał wyciągając mały notesik z kieszeni, a Tony zrobił zrezygnowaną minę, ale po chwili się ona zmieniła.
- No proszę pana, moja towarzyszka jest pana koleżanką po fachu. - położył dłonie na moich ramionach i wyszczerzył się, a policjant na nas spojrzał.
- Doprawdy? - zapytał.
- Tak, tylko że w cywilu i niesłużbowo w tym momencie. - odpowiedział Martinez i klepną mnie po ramieniu.
- Tak. Młodsza aspirant Lena Frencel. - podałam facetowi dłoń.
- No dobrze, teraz się wam upiekło i skończy się tylko na upomnieniu.
- Dobrze. Dziękujemy. - zasalutowałam do niego, a on zrobił to samo.
- Tylko niech pani pilnuje swojego chłopaka następnym razem. Dobranoc. - powiedział i odszedł.
- Dobranoc. - zawołał za nim Tony.
- A mówiłam żebyś przestał? - zapytałam go z wyrzutem. Spiorunowałam go wzrokiem, a on zrobił minę małego szczeniaczka.  - No dobra, dobra. Już jest naprawdę późno. Będę już wracać.
- Odprowadzę cię. - oznajmił.
  Wracając też ciągle rozmawialiśmy, można by już powiedzieć, że po tych kilku dniach znajomości wiedzieliśmy o sobie już prawie wszystko.
Pod wejściem do klatki, w której mieści się mieszkanie Meggie, pożegnaliśmy się i rozstaliśmy.
Dopiero gdy wchodziłam do mieszkania, zorientowałam się, że nadal mam na ramionach jego marynarkę. Szybko wyjęłam komórkę z torby i wykręciłam jego numer.
- Twoja marynarka. - powiedziałam od razu gdy odebrał.
- Spokojnie. Oddasz mi ją przy okazji.
- No dobra, w takim razie dobranoc. - powiedziałam.
- Śpij dobrze Księżniczko. - powiedział, a ja się zaśmiałam.
- Wariat!
- Mogę być i wariatem.
- Pa wariacie.
- Pa Księżniczko. - zaśmiałam się po jego słowach i rozłączyłam. Po cichu przeszłam przez mieszkanie, by nie obudzić Meg i weszłam do swojego pokoju. Przebrałam się w piżamę, wskoczyłam pod kołdrę, od razu zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz