piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 84



 Gdy tylko weszłam do domu, od razu wszyscy zaczęli mnie wypytywać co z tymi ludźmi?! Czy uniewinnili tego ojca i oskarżyli dziadka?!
- Spokojnie, usiądźcie. - zaśmiałam się, bo gdy tylko weszłam do salonu, cała trójka mnie obskoczyła.
- Lena, opowiadaj. Mnie też to zainteresowało, Vanessa z chłopakami jak tylko wrócili to mi wszystko streścili. - odezwała się moja mama przechodząc z kuchni do salonu. Pierwsza usiadła na kanapie i wzięła na kolana mojego małego brata. Van z Rafem usiedli obok niej, Logan na jednym,  a ja na drugim fotelu.
- Dziewczynka rozmawiała z psychologiem dziecięcym... - zaczęłam, ale przerwał mi głos otwierających się i po chwili zamykających się drzwi.
- Cześć! Jestem. Ej, Lena, to wasza komenda miała tą akcje w Millenium?! Opowiadaj, bo to głośno o tym teraz jest! - zaczął mój tata.
- No właśnie zaczęłam im opowiadać co z tego wyszło. - zaśmiałam się. Mój tata wbił na czwartego na kanapę i teraz w końcu mogłam im opowiedzieć to co chcieli usłyszeć.
- No więc, ta mała podczas rozmowy z psychologiem dziecięcym powiedziała o tym co robił jej dziadek. Siedziała cicho, bo ją szantażował, a że ma dopiero te dziesięć lat to się bała. Matka się nie zorientowała co się dzieje. Ten dziadek przyznał się, że zlecił te rozboje, pobicie zięcia i do tego co robił małej. A uniewinnienie tego faceta, ojca tej małej to tylko kwestia czasu, prokurator dostał dość dowodów, żeby go uniewinnić. Tyle, zaspokojeni?
- To dobrze, że się tak skończyło. Mówiłam to już chłopakom, ale wtedy jak on mi przystawił tą lufę do głowy, to mi całe życie przeleciało przed oczami, bałam się, że wystrzeli... - powiedziała Vanessa.

  Wieczorem wpadli do nas jeszcze Maja z Bartkiem, posiedzieliśmy w szóstkę i pośmialiśmy się.
- My się już będziemy powoli zbierać, jutro mam na piątą do pracy. - westchnął Bartek.
- No widzisz, ja tak miałam dzisiaj. Za to się jutro wyśpię, bo mam nocny dyżur. - zaśmiałam się do przyjaciela.
- Taki sobie zawód moi drodzy wybraliście. Co wam na to poradzę... - uśmiechnęła się Maja.
- Ale naprawdę nic się nie da zrobić z tą rezerwacją? - zwrócił się Raf do Mai i Bartka.
- Przepraszamy, ale to, że zaprosicie nas na swój ślub, było dla nas zaskoczeniem, nie myśleliśmy, że nas zaprosicie. - odpowiedziała z uśmiechem Maja.
- Ale naprawdę? - drożył Raf.
- Co prawda góry nam nie uciekną, ale zarezerwowaliśmy już to dawno. Naprawdę nie spodziewaliśmy się od was tego zaproszenia. - dodał Bartek.
- No trudno, ale macie obiecać, że później odwiedzicie nas razem z Leną! - postawiłam warunek śmiejąca się czarnowłosa.
- No oczywiście. - odpowiedzieli razem Maja z Bartkiem.
- No, że tak trafiliśmy pechowo, noo! Wy wtedy będziecie w górach, Mateusz za granicą sobie siedzi, a Kamil nad morzem. - dodała z lekkim oburzeniem Van.
- Ej, ej, ej, a ja ?! Ja tam będę! - zaśmiałam się.
- No oczywiście, spróbowałabyś nie być! - pogroził mi palcem Raf.
- No dobra, my się już zwijamy. Fajnie było, ale niestety trzeba będzie rano wstać. - powiedział Bartek wstając, za nim wstała Maja. Pożegnali się z amerykanami i ruszyli w stronę domu, by go obejść i dojść do bramki, a ja poszłam ich odprowadzić do niej.
- Wiesz, na serio zaskoczyli nas tym zaproszeniem. - powiedziała do mnie moja kuzynka, gdy staliśmy przy bramce. 
- Polubili was wszystkich i chcieli was zaprosić, mimo to, że znacie się krótko i nie za dobrze. Po tym, gdy poznałam was ze sobą gdy przyjechali na święta, powiedzieli mi, że mam tu wspaniałych przyjaciół. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem na ustach.
- No dobrze. Bawcie się dziś dobrze. Idziemy. - dodał uśmiechnięty Bartek.
- To pa, do zobaczenia. - pomachałam im i wróciłam do ogrodu. - A wy gdzie idziecie? - zapytałam do idących Logana i Rafa.
- Co powiesz na to żeby napić się piwa? - zatarł ręce Raf.
- A poradzicie sobie w polskim sklepie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie ze śmiechem.
- Co byśmy sobie nie poradzili?! Tam 'dzień dobry' potrafimy powiedzieć. Damy sobie radę. - zaśmiał się Logan mówiąc polskie 'dzień dobry', przeszli przez furtkę i ruszyli w stronę sklepu, a aj wróciłam do Vanessy.
- Mieli dobry pomysł, teraz to napiłabym się tego piwa... - powiedziałam, siadając na ławce.
- Dlatego wysłałam ich do sklepu. - zaśmiała się, ale po chwili zmieniła ton. - Lena... Wypełniając zaproszenia dla ciebie i Carlosa, na każdym napisaliśmy 'z osobą towarzyszącą', my wszyscy nadal mamy nadzieję, że przyjdziecie na razem. - po tych słowach, westchnęłam i lekko spuściłam głowę.
- On jest uparty...
- Nie, to wy oboje jesteście uparci. - przerwała mi.
- No dobrze, oboje jesteśmy uparci. On nie chciał mnie wysłuchać, wybiegł jak strzała. Dobrze. Potem jeszcze dowiaduje się z internetu, że już się pocieszył i jest z tą cała Samathą. To jego decyzja, a ja ją szanuję i pogodziłam się już z nią. - odpowiedziałam spokojnie.
- To może przylecisz z tym Kubą, wydaje się fajny... - uśmiechnęła się i po chwili dodała. - Ona jest w ciąży... - powiedziała z nieciekawą miną czarnowłosa.
- Co?! - w tym momencie moje oczy były większe od kapsla ze szklanej butelki.
- Niby jest z nim w ciąży. - powiedziała ponownie.                                                                              - Okey... Układa sobie życie, dobrze. Teraz ja zacznę układać swoje na nowo. - odpowiedziałam, w środku, nadal nie mogłam w to uwierzyć, ale muszę się z tym pogodzić. Każde z nas musi zacząć żyć na nowo, bez siebie.
- Ale...
- Możemy zmienić temat? Co u Kendalla, ostatnio coś mówiłaś, że chyba sobie kogoś znalazł.
- Tak myślimy, bo często gdzieś wychodzi, zachowuje się trochę inaczej. A gdy się go o to zapytaliśmy to tylko się uśmiechnął. On musi nam ją przedstawić, bo mnie i Meg już ciekawość od środka zżera, kto to może być.
- No to teraz mnie też. - wymusiłam na sobie śmiech, bo tak naprawdę jeszcze nie przetworzyłam w swojej głowie informacji 'Ona jest z nim w ciąży'... - A wracając do propozycji wzięcia ze sobą Kuby... On wtedy ma dyżur, grafiki są już ustalone, a poza tym on jest tylko moim przyjacielem, tak jak Kamil, Mateusz czy Bartek...
Kilka minut później dołączyli do nas chłopcy z piwem, doszedł do nas też mój tato, ponieważ mama zajęła telewizor i ogląda jakąś swoją telenowele.
Po godzinie czasu z domu wyszła mama z propozycją pójścia na spacer. Mama ubrała Filipa i zapakowała do wózka, tata z Vanessą i Rafem przyłączyli się do niej. Ja i Logan zostaliśmy.
Poszłam położyć się na hamaku. Logan usiadł na stojącej obok drewnianej huśtawce, a na trawie obok położył się Demon.
- Vanessa powiedziała mi o tym, że Carlos zostanie ojcem. - powiedziałam wpatrując się w ciemniejące niebo. - Pewnie się z tego cieszy, on lubi dzieci.
- Niekoniecznie się z tego cieszy, cieszyłby się gdyby matką tego dziecka byłabyś ty. Jest z nią...
- No właśnie, jest z nią. - przerwałam mu. - I na tym zakończmy ten temat, nie musiałam go rozpoczynać... - odwróciłam głowę i spojrzałam na niego.
- Ja sam go pod tym względem nie poznaje, wziął odpowiedzialność za to dziecko i nią, niekoniecznie ją kochając. - odpowiedział patrząc na mnie.
- Ja mam ciągle nadzieję, że unikając tego tematu o nim zapomnę... Dalej chcę w tej nadziei trwać. - odpowiedziałam mu.
- No dobrze, jak chcesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz